sobota, 21 czerwca 2014

Chapter XII

Obudziło mnie tłuczenie dochodzące z kuchni. Louis właśnie nakrywał do stołu. Przetarłem oczy i powlokłem się do kuchennego stołu. Tommo stał do mnie tyłem.
- Długo spałem? - powiedziałem cicho pocierając oko.
Niestety nie otrzymałem odpowiedzi. Kiedy Lou mnie zobaczył ryknął śmiechem. Chciałem go uspokoić, ale za każdym razem gdy na mnie spojrzał dosłownie tarzał się po podłodze.
- O co ci chodzi do cholery!? - zapytałem zdenerwowany.
Kiedy chłopak próbował dojść do siebie obrażony wyszedłem z pokoju. '' Jak nie chce niech nie mówi '' - pomyślałem. I w tym momencie wszystko zrozumiałem. W lustrzanym odbiciu zobaczyłem, że moje włosy są proste. No po prostu koszmar, co z moimi lokami!? W rogu pokoju zauważyłem prostownicę.
- LOUIS, ZABIJĘ CIĘ! - ryknąłem i rzuciłem się w stronę chłopaka.
Ten nadal z uśmiechem na twarzy zamknął się w łazience.
- Otwórz, dobrze ci radzę! - tym razem powiedziałem trochę spokojniej, próbowałem ukryć uśmiech, który malował mi się na twarzy.
Nie oszukujmy się, nie potrafię być zły na Lou dłużej niż jakieś 10 minut...cóż, nawet nie. Nie potrafię złościć się na niego w ogóle. Mimo wszystko udawałem groźnego, uderzyłem ręką w drzwi.
- Nie żartuję, Tomlinson...- warknąłem pod nosem mając nadzieję, że to coś zmieni.
Roześmiany Louis lekko uchylił łazienkowe drzwi. Tomlinson to pierdolona perfekcja... Skorzystałem z okazji i otworzyłem drzwi na oścież. Zauważyłem, że Lou na tych drzwiach dosłownie wisiał, jego nogi dyndały nad podłogą. Jak nie trudno się domyślić, zawiasy nie wytrzymały a chłopak runął na ziemię. Na początku skamieniałem, ale zauważywszy, że Tommo nadal śmieje się jak głupi, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Podałem mu rękę, pomagając wstać. Byłem na siebie trochę zły, że nie udało mi się wytrzymać z tą całą powagą, ale nic nie poradzę, każdy by tak zrobił.
- Nie poobijałeś się Lou? - powiedziałem z nutką zatroskania w głosie.
Chłopak pokręcił głową pocierając swoje ramię.
- Trochę, ale przeżyję...- odparł z uśmiechem na ustach. - Poczekaj, tylko zawieszę te drzwi.
Tak naprawdę poradziłbym sobie sam, ale widząc jak biedy, malutki Boo męczy się z ciężkimi drzwiami na ramieniu, chcąc udowodnić jaki jest męski (urocze) nie mogłem stać bezczynnie. Złapałem drzwi i razem zawiesiliśmy drzwi z powrotem na swoje miejsce. Pewnie zastanawiacie się, czemu akurat Boo? Otóż czasami nazywam go tak, ale tylko w głowie, w moich myślach. Wyobrażam sobie wówczas jak ja i wcześniej wspomniany Boo Bear leżymy w łóżku, delikatnie przeczesując wzajemnie dłońmi włosy i szepcząc sobie do ucha czułe słówka. Niesamowite uczucie. Wszedłem do łazienki, aby umyć włosy, które nie dość, że były wyprostowane, to także popryskane lakierem. Przypominały one siano, ugh... Nie mogę jednak powiedzieć, że żart nie udał się mojemu przyjacielowi. '' P r z y j a c i e l o w i ''.  Nie cierpię tak mówić, ale niestety nie mogę użyć pojęcia ''chłopak''. To słowo odbija się po mojej czaszce. Odkręciłem ciepłą wodę i wtarłem we włosy jabłkowy szampon. Jabłkowy ze względu na to, że Lou też go używał, można by powiedzieć, że to taki sposób na poczucie bliskości... Działa tylko po części. Przez głośny szum wody obijającej się o powierzchnię wanny, mogłem usłyszeć trzask wejściowych drzwi. Zawiązałem ręcznik na głowie i udałem się na dół. W progu Louis z kimś rozmawiał. Nie było to na tyle interesujące by podsłuchiwać (co kilka razy mi się zdarzyło), więc rozłożyłem się na kanapie. Poczułem jak Lou delikatnie szturcha mnie w ramię.
- Ubierz się. - syknął cicho, gdyż siedziałem bezwstydnie w samych bokserkach.
Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, ale posłusznie wstałem i udałem się na górę. Wcisnąłem na siebie ciasne, czarne rurki. Mimo, iż były niezbyt wygodne lubiłem je. Ponoć mój tyłek jest w nich ''wystrzałowy'' jak to ujęła pewna dziewczyna w mojej szkole. Zbiegłem w dół schodów, aby powrócić do poprzedniej czynności. Przez moje ciało przeszył się muląco-słodki głosik. Kiedy zauważyłem obok Lou dziewczynę o niedługich, lekko kręconych włosach opadających jej na ramiona cała krew z mojej twarzy odpłynęła. To bez wątpienia była dziewczyna, z którą pracuję.
- Harry, poznaj moją dziewczynę, Eleanor.

***
Hej kochani! Na początek odrazu powiem, że strasznie przepraszam za tak długą nieobecność! Teraz rozdziały będą pojawiały się w miarę regularnie, nie chcę po prostu, aby były one nudne. Na dodatek jedna z autorek zrezygnowała ze współpracy, z tego też wynikło opóźnienie...Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :c Zachęcam do komentowania, to naprawdę mnie motywuję do dalszego pisania! Zmieniłam także playlistę, jeśli nie przypadnie Wam ona do gustu możecie ją wyłączyć (lewy górny róg ekranu) ♥
Pozdrawiam ^ ^
Autorka:
@oczy_potwora

niedziela, 8 czerwca 2014

Chapter XI

                                                  *Oczami Harry'ego*
Pierwszy dzień pracy. Trochę się denerwuję, mimo, że nie ma czym. Będę dziś pod czujnym okiem Carrie, jednak popołudniu przychodzi tak druga dziewczyna na swoją zmianę, więc jakoś wytrzymam. Mam nadzieję, że potem będzie z górki. Rano ruch w piekarni jest największy, dlatego mam trudne zadanie.
 
Jak na razie radzę sobie świetnie. Mimo, że jestem zmęczony, dzielnie stoję za ladą czekając na klientów. Pięć godzin stania przy kasie wyostrza apetyt, nie powiem. Poszedłem na małą przerwę i zrobiłem sobie kawę. Wyjąłem kanapkę z serem i sałatą i zacząłem się zajadać. Może to nie jest wymarzony obiad, ale jestem naprawdę głodny. W domu zjem coś porządnego. Popatrzyłem na zegar. Niedługo kończę pracę. Upał dziś niemiłosierny, nic mi się nie chce. Oparłem głowę o ścianę i na chwilę zamknąłem oczy. Jak cudownie byłoby leżeć teraz w łóżku obok Lou. Eh...Usłyszałem trzask drzwi. Ktoś przyszedł, więc wróciłem za ladę. W progu ukazała mi się dziewczyna o ładnych, lekko kręconych włosach.
- Cześć, ja na zmianę - powiedziała podając mi rękę.
- Miło mi, jestem Harry - potrząsnąłem jej dłoń.
- Eleanor - uśmiechnęła się.
Kiedy usłyszałem to imię nogi się pode mną ugięły. Nie, to przecież nie może być ona... Pocieszałem się myślą, że jest wiele dziewczyn o tym imieniu. Ze sztucznym uśmiechem za wszelką cenę chciałem sobie przypomnieć to zdjęcie w telefonie Lou. Dyskretnie mierzyłem ją wzrokiem. Po chwili namysłu stwierdziłem, że to musi być ona. Te same usta i oczy. Zrobiło mi się bardziej gorąco niż wcześniej.
- Coś nie tak? - powiedziała z troską.
- Nie, wszystko w porządku - czułem, że głos mi się załamuje, ale starałem się tego nie okazywać.
Dziewczyna wyszła na zaplecze. Usiadłem na krześle i przetarłem twarz dłońmi. Mam pecha w tych sprawach. Ona widzi mnie pierwszy raz w życiu, chyba jeszcze nie zorientowała się, że rozmawiała ze mną przez telefon. Postaram utrzymać to w tajemnicy, chociaż przez pewien czas. Z nerwów zacząłem obgryzać paznokcie.
- Do której masz zmianę? - powiedziała zawiązując włosy w koński ogon.
- Chyba do 14.00... - patrzyłem przed siebie, chciałem uniknąć kontaktu wzrokowego.
Eleanor usiadła obok mnie. Przyglądała mi się chwilę.
- Ja cię skądś kojarzę, znamy się?
Pośpiesznie pokręciłem głową. Przysunęła się bliżej.
- Więc powiedz mi coś o sobie - zaśmiała się.
Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Wybiła 14.00
- Ja już...chyba muszę iść, pa. - powiedziałem i wyszedłem z piekarni.
Usiadłem na pobliskiej ławce, wziąłem głęboki oddech i machałem dłonią przed twarzą starając się jakoś ochłodzić. Pewnie dziwie to wyglądało, ale przy takim upale nietrudno mi się dziwić. Zastanawiałem się czego ona ode mnie chce? Stwierdziłem, że zadzwonię po taksówkę, powoli się rozpuszczam. A może zadzwonię po Louisa...? Dziwnym trafem, kiedy tylko pomyślałem o Lou, dostałem od niego sms'a.

Wiadomość od: Louis ♥
Skończyłeś już? Przyjechać po ciebie? :)

Szczerzyłem się do ekranu przez kilka minut aż w końcu odpisałem, że bardzo chętnie. Nie oszukujmy się, lepiej jechać motorem i czuć powiew wiatru we włosach ( nawet przez kask ) niż męczyć się w dusznej taksówce... Nie musiałem długo czekać, chłopak podjechał w umówione miejsce i przywitał mnie szczerym uśmiechem.
- Jak tam pierwszy dzień pracy?
- Szalony, jestem zmęczony... - powiedziałem ubierając kask i odwzajemniając uśmiech.
Tommo chyba nie zrozumiał, ale trudno. Jak zwykle objąłem go w pasie i ruszyliśmy. Nagle Louis przyśpieszył.Chwyciłem chłopaka trochę mocniej.
- Lou, zwolinij, to niebezpieczne... - powiedziałem cicho.
Louis mnie zignorował. Naprawdę się wystraszyłem. Przy takiej prędkości jakikolwiek wypadek zakończyłby się śmiercią. Budynki, które widziałem zaczęły się rozmazywać.
- Louis, proszę! - zacisnąłem oczy tak jak i pięści na jego koszulce.
Na szczęście byliśmy już pod domem. Chwiejnym krokiem zszedłem z motoru i uderzyłem Tomlinsona w ramię.
- Nigdy więcej tak nie jeździj! - popatrzyłem na niego spod byka.
Chłopak ze śmiechem przewrócił oczami.
- Nie dramatyzuj. Napędziłem ci stracha, co? - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie cierpię cię - prychnąłem i obrażony wszedłem do domu.
Musiałem odpocząć. Rozłożyłem się na kanapie. Po tym wszystkim już nawet nie byłem głody. Oczy same mi się zamykały, więc po chwili zasnąłem.

***
 Cześć skarby! To już rozdział 11, whooho :D Mam nadzieję, że Wam się spodoba :3
10 komentarzy i next, standardowo ^ ^
Pozdrawiamy ♥
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxxx

wtorek, 3 czerwca 2014

Chapter X

                                                    *Oczami Louisa*
Harry to pieprzony farciarz! Jestem z niego strasznie dumny. Wziął się w garść, to dla mnie wiele znaczy. Może jakoś niespecjalnie starał się o tą pracę, ale to i tak wielki postęp.
Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. W telewizorze leciały same komedie romantyczne, które niestety dość często muszę oglądać Eleanor. Udaję, że mnie to interesuje, ale w rzeczywistości to nudne jak cholera. Hazz lubił takie filmy... Spojrzał na mnie błagalnie lekko się uśmiechając. Widziałem tyle zapału w zielonych oczach Harryego, że uległem. Z nim może to być całkiem zabawne. Z Stylesem nawet oglądanie najnudniejszego serialu to zabawa. To on zawsze rozśmieszał mnie w dzieciństwie na przerwach w szkole, które spędzaliśmy na boisku. Siedzieliśmy tam i rozmawialiśmy całą lekcję, gdyż nikt nie chciał nas do drużyny. Tak naprawdę mieliśmy na to wywalone, byliśmy razem i to było najważniejsze. Ach, uwielbiam wspominać dawne czasy.
Film się rozpoczął. Nie zapowiadał się najlepiej, dlatego usiadłem wygodniej szykując się na półtorej godziny męczarni.
♥.♥
- Harry przestań, to tylko film!  - powiedziałem tuląc do siebie chłopaka, który płakał jak małe dziecko.
A może raczej duże dziecko?  Strasznie chciało mi się śmiać, ale starałem się zachować powagę. Kiedy na ekranie pojawił się duży napis '' Film oparty na faktach '' Hazz jeszcze bardziej zalał się łzami. Nie wytrzymałem i po prostu wybuchnąłem śmiechem. Styles rzucił na mnie takie spojrzenie, że przeszły mnie ciarki. Wyglądał jakby chciał mnie zamordować. Usiadłem spokojnie zaciskając usta i zasłaniając twarz ręką. Trochę mnie przerażał, mimo to dalej chciało mi się rechotać. Chłopak pociągnął nosem i starał się doprowadzić do porządku. Wtedy zadzwonił jego telefon.
- Nie odbierzesz? - popatrzyłem na Hazzę, który wlepiał wzrok w ekran telefonu.
- Nie - jego głos załamał się.
Schował komórkę do kieszeni i potarł twarz. Ciekawe kto dzwonił...
- Zjesz coś?  - zaproponowałem wstając z kanapy.
- Mhm - kiwnął głową.
- Dziś też coś zamówię. Może chińszczyznę?
Hazz od razu się rozpromienił. Uwielbiamy takie śmieciowe żarcie, nic nie poradzę.  Harry mówił, że chcę się zdrowiej odżywiać, ze mną nie jest to możliwe. Otworzyłem laptopa i zamówiłem porcję dla dwóch osób.
- Louis, wiesz, że nie będę teraz chodzić do szkoły? - powiedział po chwili namysłu.
- Tak - popatrzyłem na niego. - Rób co chcesz - uśmiechnąłem się lekko siadając obok niego.
Telefon Harryego ciągle dzwonił. Ktoś ewidentnie nie daje mu spokoju. Dziesiąty smses wyprowadził mnie z równowagi.
- Wyłącz to cholerstwo albo odbierz. - powiedziałem zaciskając zęby.
Byłem bliski rzucenia tym złomem o ścianę. Styles szybko wyrwał mi komórkę i posłusznie ją wyłączył. Do drzwi zapukał dostawca jedzenia. 
Wieczorem spakowałem książki. Nienawidzę poniedziałków. Trzeba wracać do nudnej, szarej codzienności. W szkole nie będzie Harryego, o kartkówce z matmy przypomniałem sobie dopiero teraz. Jest za późno na uczenie się, walnąłem się na łóżko obok Hazzy i zasnąłem.
♥.♥
- Cześć, nie spóźnij się! - krzyknąłem do Harryego, który właśnie wchodził do autobusu.
Kiedy chłopak odjechał wróciłem do domu. Westchnąłem, poprawiłem włosy i zarzucając na ramię ciężką torbę wypełnioną książkami wyszedłem do szkoły. Mam nadzieję, że Harry spisze się w nowej pracy. Cieszę się, że ma jakieś zajęcie. Miałem jeszcze dużo czasu, więc poszedłem do szkoły piechotą. Trochę dziwnie się czuję. Nasze relację z Stylesem są dobre, nawet bardzo. Z niewiadomego powodu nie chciałbym, żeby teraz się wyprowadził. Kiedy powiedział, że szuka pracy miałem wrażenie, że chce ode mnie uciec jak najszybciej. Wiem, to głupie. Nie mieszka ze mną długo, ale tęskniłbym za nim. Właściwie tęsknie nawet teraz. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale od jakiegoś czasu czuje taką...więź między mną a Hazzą. Moje przemyślenia przerwała Eleanor, która podbiegając z tyłu zasłoniła mi oczy i pocałowała w policzek.
- Witaj misiu, jak się spało?
- Całkiem dobrze, a tobie? - powiedziałem cicho przytulając ją.
Sam sobie dziwie się, że tak oschle zareagowałem na spotkanie z moją dziewczyną. Zazwyczaj oblewał mnie ciepły, przyjemny dreszczyk, a nie tym razem. Jak widać nie tylko relacje z Harrym się zmieniły. Z El też. Tyle, że na gorsze...

***

Cześć skarby! xx Rozdział 10 dodany, cieszycie się? :) Jak zwykle, minimum 10 komentarzy i next, możliwe że z lekkim opóźnieniem :c
Pozdrawiamy ♥
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

sobota, 31 maja 2014

Chapter IX

                                                 *Oczami Harry'ego*
Rano, kiedy się obudziłem, zastała mnie niespodzianka. Na ekranie mojego telefonu widniały cztery wiadomości od nieznanego numeru. Postanowiłem oddzwonić, więc cicho udałem się do przedpokoju. Nie chciałem budzić Louisa. Wybrałem numer i przyłożyłem komórkę do ucha.
- Dzień dobry. - w telefonie rozbrzmiał znajomy mi głos.
Nie trudno było mi domyślić się kto dzownił.
- Dobry. - mruknąłem do słuchawki.
- El z tej strony, pewnie mnie pamiętasz? - zachichotała.
- Tak, pamiętam. Skąd masz mój numer?
- Mam swoje źródła. No więc jak z tym spotkaniem?
- Mówiłem, że nie mam czasu. - skłamałem.
- No cóż, ale wiedz, że ci nie odpuszczę! - i znów usłyszałem ten jej przesłodzony głosik.
- Może kiedy indziej, cześć.
Westchnąłem. Naprawdę nie miałem ochoty się z nią spotykać, a tym bardziej narażać Louisowi. Jeszcze pomyśli że jest coś między mną a tamtą dziewczyną. Przecież widziałem ją wyłącznie na zdjęciu w telefonie Lou. Wróciłem do łóżka. Nie miałem ochoty na nic. Ale obiecałem sobie, że poszukam jakiejś pracy. Nie mogę całe życie mieszkać z Louisem, mimo iż byłoby to piękne. Leżałem tam dobre 10 minut patrząc na Tomlinsona. Myślałem o tym wszystkim co zaszło wczoraj. Kiedy widzę uśmiech na jego twarzy to...cieszę się, że mam go przy sobie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie będziemy razem. On znajdzie dziewczynę, będzie miał dzieci, ale chcę jego szczęścia. Poszedłem do łazienki. Ubrałem świeżą koszulkę i przemyłem twarz wodą. Jak co dzień poranna gazeta leżała pod drzwiami domu. Otworzyłem ją na ostatniej stronie i przeglądając oferty pracy usiadłem na blacie kuchennym. W oczy rzuciło mi się ogłoszenie o poszukiwanej pomocy w piekarni. Cóż, lepsze to niż nic. Postanowiłem udać się tam około 12.00 czyli po śniadaniu. Zajrzałem do lodówki. Chyba zrobię naleśniki, wszystkie potrzebne produkty są. Rozmieszałem składniki i wlałem je na rozgrzaną patelnię. Podskoczyłem kiedy poczułem czyjś dotyk na moim ramieniu.
- Louis, nie strasz mnie! - wrzasnąłem odwracając się gwałtownie.
Chłopak zaśmiał się i spojrzał na otwartą gazetę leżącą obok mnie.
- Szukasz pracy? - popatrzył na mnie.
- Tak, zastanawiam się nad tym - wskazałem na ogłoszenie. - Pójdę dziś dowiedzieć się co i jak.
- Ale wiesz, że możesz tu mieszkać jak długo chcesz? - potarł kark nerwowo.
- Wiem, dziękuję ci za to - uśmiechnąłem się lekko.
Wątpię czy z taką pracą dorobię własnego domu jak Louis, ale dobrze mieć swój kącik, nawet jeśli to małe, wynajmowane mieszkanie. Oczywiście nadal chciałbym mieszkać z Tommo, ale wiem, że tylko wchodziłbym mu w drogę. Ale muszę sobie radzić w życiu.
Nałożyłem na talerz Louisa kilka naleśników i podsunąłem je mu pod nos. Sam także zabrałem się do jedzenia. Kiedy skończyłem otworzyłem okno. Spojrzałem na bezchmurne niebo. Uśmiechnąłem się lekko. Lato zbliża się wielkimi krokami. Właśnie zaczyna się sezon na truskawki, które razem z Louisem w dzieciństwie po prostu pochłanialiśmy. W szkole powtarzamy ten sam materiał więc czy jest sens nadal uczęszczać na lekcjach? Tak naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty, tym bardziej, że ciężko mi będzie pogodzić to z pracą. Po skończeniu szkoły zastanowię się nad jakąś stałym zajęciem w życiu, ta piekarnia jest tylko chwilowa.
Na zegarku wybiła 12.00. Szykowałem się do wyjścia kiedy podszedł do mnie Tommo.
- Może cię podwieźć? To dość daleko. - powiedział opierając się o ścianę.
Chwilę nad tym zastanawiałem. Właściwie czemu nie? Kiwnąłem głową i wyszedłem z domu. Czekałem na chłopaka przy jego motorze. Ten to ma fajne życie. Motor, dom, dziewczyna...Bywały nawet chwilę, że zazdrościłem mu tego wszystkiego. Ale on to docenia, to znak, że zasłużył. Tomlinson zamykając drzwi usiadł na motorze i odpalił silnik.
- Wsiadaj. - podał mi kask.
Posłuszne usiadłem za nim na miejsce pasażera. Dopiero w tej chwili zauważyłem, że Lou jest jakiś taki drobny w porównaniu ze mną. Mimo, że był starszy był dużo niższy. Urocze. Zaśmiałem się cicho i oplotłem go w pasie. Mógłbym tak siedzieć godzinami wtulony w niego. Niestety zanim się obejrzałem byliśmy pod piekarnią. Westchnąłem i zsunąłem się z pojazu.
- Poczekam tu na ciebie. - powiedział Louis naciągając swoją koszulkę w paski na brzuch, którą ''przypadkiem'' lekko podwinąłem. Uśmiechnąłem się i wszedłem do kamieniczki, w której znajdowała się piekarnia. Już w progu poczułem niesamowity zapach świeżych bułeczek. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do starszej pani stojącej za ladą.
- Dzień dobry, ja w sprawie pracy. - powiedziałem cicho, uśmiechając się, aby zrobić jak najlepsze, pierwsze wrażenie.
Sprzedawczyni była najprawdopodobniej w wieku emerytalnym i to jej posadę miałem zająć. Poprosiła żebym zaczekał na szefową na zapleczu. Po kupieniu cieplutkiej kajzerki udałem się na zaplecze sklepu. Nie musiałem długo czekać, gdyż zauważyłem młodą dziewczynę ubraną w sklepowy fartuch. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i usiadła obok.
- Witam.- popatrzyła na mnie. - Pan w sprawie pracy, tak?
Kiwnąłem głową, ponieważ w ustach miałem jeszcze niedojedzoną kajzerkę.
Musiałem odpowiedzieć na parę pytań. Byłem trochę spięty, ale szefowa była naprawdę sympatyczna.
- Dobrze. - powiedziała po zakończonej rozmowie. - Zatrudnię cię. Będziesz pracować na zmianę z dziewczyną w twoim wieku, ale nie przejmuj się, na pewno ją polubisz. Zaczynasz w poniedziałek rano.
Pokazała mi jak obsługiwać kasę. To nie było takie trudne, więc szybko zaczaiłem. Podziękowałem dziewczynie o imieniu Carrie, a raczej nowej szefowej i opuściłem sklep.
- I co? - powiedział Lou kiedy tylko mnie zobaczył.
- Mam pracę. Zaczynam jutro - uśmiechnąłem się.
Louis rzucił mi się na szyję. Zdziwiło mnie trochę jego zachowanie.
- Gratulację, stary!
- Dziękuję. - zaśmiałem się. - Wracajmy do domu. Tam wszystko ci opowiem.
Cieszę się, że mi się udało. Za pierwszym razem! Na początku miałem wrażenie, że Carrie nie jest co do mnie przekonana, ale udało się. Pierwszy raz od długiego czasu mogę być z siebie dumny.

***
Cześć kochani! Stwierdziłyśmy, że rozdziały będą dłuższe, jednakże będą one pojawiały się rzadziej. W miarę naszych możliwości postaramy się jak najszybciej je pisać :) Przypominam, 10 komentarzy i next ♥
Pozdrawiamy ♥
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

czwartek, 29 maja 2014

Chapter VIII

Podekscytowani siedzieliśmy na kanapie jedząc paprykowe chipsy. Widziałem, że ten mecz dla Louisa jest bardzo ważny, gdyż jest wielkim fanem piłki nożnej. Nawet jeśli to tylko powtórka. Rozsiedliśmy się wygodnie i mecz się zaczął. Przez pierwsze 15 minut nie działo się nic specjalnego. Kątem oka zaglądałem na Lou, który jak zaczarowany wpatrywał się w ekran. Widać było, że jest spięty, zależało mu na wygranej. Nie rozumiem dlaczego jest to dla niego to tak dużo. Wreszcie pierwszy gol. Akcja powoli się rozkręcała...

♥.♥
                                                     *Oczami Louisa*
 Wygraliśmy! Nie mogę w to uwierzyć! Ze szczęścia po prostu rzuciłem się na Harryego, który właśnie otwierał puszkę piwa. Skończyło się to wypadkiem. Połowa rajskiego płynu wylądowało na spodniach Hazzy. Oboje zaczęliśmy się śmiać, aż w końcu sturlaliśmy się na podłogę. Styles zawinął się w koc, przez co różne przekąski leżące na oparciu sofy zostały zrzucone. Śmiałem się jak głupi mimo iż Hazza leżący nade mną wbijał mi łokieć w brzuch. Nagle coś białego zsunęło się z ręki chłopaka. Uśmiech z mojej twarzy zniknął. Zauważyłem na jego nadgarstku kilka cięć. Zdezorientowany Harry próbował zasłonić swoją rękę, ale nie zdążył. Pod wpływem emocji spoliczkowałem chłopaka. Teraz to ja byłem na górze przypierając go do podłogi. Nie miał żadnej drogi ucieczki.
- Co ci strzeliło do głowy!? - wykrzyczałem wściekły.
Styles próbował wydostać się z pod mojego ciała, ale nie pozwoliłem mu na to. Zrezygnował. Nie zejdę z niego póki nie dowiem się co ostatnimi dniami go gnębi.
- Proszę, puść mnie - powiedział czerwony - wszystko powiem...
Wstałem. Ciągle patrząc na Harryego usiadłem na kanapie i czekałem na wyjaśnienia. Chłopak usiadł obok i wziął głęboki oddech. Widać było, że ciężko mu o  tym mówić.
- Bo jest taka dziewczyna... - powiedział wlepiając wzrok w podłogę.
Przerwałem mu. Nie chciałem wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Nie zrobił by czegoś takiego przez durne, chwilowe zauroczenie, znam go. On coś przede mną ukrywa, widzę to. Przyjaźnimy się właściwie od zawsze, może mi powiedzieć o WSZYSTKIM. W oczach Hazzy pojawiły się łzy. Ostatnio stał się strasznie wrażliwy. Może po prostu nie radzi sobie z tym wszystkim? Z tego co wiem nie ma żadnych innych, poważniejszych problemów. A może tego nie dostrzegam? Tak czy inaczej okaleczanie nie jest rozwiązaniem problemu. Westchnąłem cicho i przytuliłem go. Ten również mnie objął i potarł oko. Może powinienem go wspierać, a nie tak od razu na niego naskakiwać? Ale ja już taki jestem. Zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal kiedy usłyszałem jak cicho pociąga nosem. Przecież jest mi tak cholernie bliski, myślałem, że nie mamy przed sobą tajemnic. Jesteśmy, albo byliśmy jak bracia...przykre. Popatrzyłem na niego i lekko się uśmiechnąłem chcąc dodać mu otuchy. Znowu miał czerwone oczy, na taki widok serce mi pęka. Szczerze? Nigdy nie zachowywałem się tak wobec przyjaciela, on jest pierwszy. Co do dziewczyn, tak, to oczywiste, ale Hazz jest wyjątkowy. Zawsze pomagaliśmy sobie w trudnych sytuacjach, teraz też mu pomogę. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć o co naprawdę chodzi. Ale nie dziś, jest zmęczony. Powlókł się na górę i niechętnie wszedł do sypialni. Zasnął. Leżałem obok niego. Tej nocy spałem czujnie, nie dając mu uciec do salonu na kanapę. Chcę, żeby czuł we mnie swoje wsparcie. Dopilnuję tego.

***

Witajcie skarby! xx PRZEPRASZAMY, że rozdział 7 był tak krótki - brak weny :c Jak widzicie akcja się rozkręca :3 10 komentarzy i dodajemy 9 rozdział! Huhu, jak to szybko zleciało :o
Pozdrawiamy ♥
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

wtorek, 27 maja 2014

Chapter VII

- Hazz, wszystko w porządku? - zmarszczyłem brwi i jeszcze raz zmierzyłem go wzrokiem.
Chłopak kiwnął głową i otworzył lodówkę. Może po prostu się nie wyspał i to ja dramatyzuję?... Tak czy inaczej na razie dam mu spokój, mam do niego zaufanie, jeśli mówi, że wszystko dobrze, powinienem mu wierzyć. Postanowiłem wziąć prysznic, więc udałem się na górę i zamknąłem się w łazience.
                                                * Oczami Harry'ego *
Kuźwa, zauważył... Ale nic nie pamięta, to pewne. Przetarłem oczy, wyciągnąłem mleko i płatki. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. W tym momencie leżąca obok mnie komórka Lou zaczęła zdzwonić.
- Louis, telefon! - krzyknąłem i spojrzałem na wyświetlacz.
Widniał tam duży napisz '' Eleanor '' oraz zdjęcie niebrzydkiej dziewczyny.
- Odbierz i powiedz, że nie mogę rozmawiać. - powiedział chłopak odkręcając wodę.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo?
- Cześć miśku! Słuchaj, widziałam dziś w TopShopie taką piekną bluzeczkę...
- Tu nie Louis. - przerwałem jej od razu.
Chwila...''Miśku''? Pobladłem. Ona chyba kręci z Tomlinsonem. Myślę, że chyba powinien mi powiedzieć, że ma dziewczynę, w końcu się przyjaźnimy.
- Oh, z kim mam przyjemność? - zaśmiała się słodko. Za słodko, aż mi się cofnęło.
- Harry - odpowiedziałem bez emocji. - Przekazać coś Louisowi?
- Skoro nie ma go przy tobie to może się poznamy?
Czy ona ze mną flirtuje? Fu.
- Nie mam czasu...Pa. - Po tych słowach się rozłączyłem.
Poszedłem na górę z komórką Lou.
- Jakaś Eleanor dzwoniła...- powiedziałem cicho.
- Co chciała? - odpowiedział chłopak z entuzjazmem wystawiając głowę zza łazienkowych drzwi.
- Gadała o jakimś sklepie. - popatrzyłem na niego.
Louis wyraźnie posmutniał. Czyli są razem. Kiedy wreszcie to do mnie dotarło po prostu pękło mi serce. Ruszyłem w stronę kuchni i otarłem pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. Wróciłem do śniadania, które postanowiłem dokończyć na balkonie. Zapowiadało się na piękną pogodę. Chyba zdecyduję się dziś na krótki rękaw, ale nie chcę narażać się na pytania ze strony Lou o bandaż, który był zawiązany na moim nadgarstku. Założyłem słuchawki na uszy i od razu było mi jakoś raźniej. Głośność ustawiłem na maxa. Chwyciłem miskę i wszedłem na górę po schodach. To co ujrzałem w korytarzu zamurowało mnie. Louis stał tam całkiem goły. O Boże. Jak ostatni kretyn stałem i wpatrywałem się w jego nagie ciało. Krople wody spływały po jego torsie. Już chyba nie muszę wspominać o dolnej partii jego ubrania, a raczej jej brak... Miseczka, którą trzymałem wypadła mi z rąk. Szybko schyliłem się aby posprzątać i ściągnąłem słuchawki. Mimo to dyskretnie patrzyłem na Tommo. Zrobiło mi się ciasno w spodniach, ugh.
- Przyniesiesz mi ten zasrany ręcznik? - powiedział zdenerwowany.
Byłem czerwony jak burak. Zostawiłem rozlane mleko i skierowałem do pokoju po fioletowy ręcznik Louisa o który mnie prosił. Spojrzałem w lustro. Serce waliło mi jak oszalałe. Co właściwie się stało? Zasłoniłem oczy i wróciłem do przedpokoju. Próbowałem nie patrzeć, ale jednak czasami zaglądałem przez małą szparę miedzy moimi palcami.
- Przestań pajacować, przecież widzę, że patrzysz.  - widziałem lekki uśmiech na jego twarzy, ale mimo to udawał groźnego i wyrwał mi ręcznik. Pozbierałem rozbitą miskę i poszedłem się ogarnąć. Ubrałem koszulkę z krótkim rękawkiem. Pozostało mi się tylko modlić żeby Louis nie pytał o opatrunek.
- Harry, obejrzymy powtórkę meczu? - Tomlinson wszedł do łazienki bez pytania.
Poprawiłem włosy i kiwnąłem głową. Zataiłem przed nim informację, że znam już wyniki meczu. Ale skoro mu tak zależy to czemu nie... To kolejna okazja aby się do niego zbliżyć.

***

Cześć kochani! Bardzo przepraszamy za takie opóźnienia, miałyśmy pewien problem :( Mam nadzieję, że rozdział 7 przypadnie Wam do gustu :) Przypominam, 10 komentarzy i next, tym razem dużo szybciej c;
 Pozdrawiamy xx
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

czwartek, 22 maja 2014

Chapter VI

Byłem w szoku. W pierwszej chwili chciałem odepchnąć Louisa, ale coś mi nie pozwoliło. Przecież czekałem na to tak długo... Odwzajemniłem pocałunek przygryzając jego dolną wargę. Dobrze wiedziałem, że Tommo gdyby był przy zdrowych zmysłach nigdy by tego nie zrobił. Świetnie całował... Kiedy skończyłem patrzyłem na Lou, który powoli przechylał się w prawo. Złapałem go w ostatnim momencie, zapomniałem że chłopak ledwo stoi. Westchnąłem cicho i zaciągnąłem do pokoju na górę. Kiedy miałem zamiar wychodzić Louis leżący na łóżku złapał mnie za rękę.
- Harry zostań ze mną. - popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Zrobiło mi się gorąco. Niepewnie usiadłem na rogu materacu, jednak po chwili położyłem się ciągle obserwując Tomlinsona. Ma mocną głowę do alkoholu, czego trochę mu zazdroszczę. Chłopak również mi się przyglądał lekko się uśmiechając. Nie minęło nawet kilka minut, a on już spał jak zabity. A co jeśli że będzie pamiętał co dziś zaszło? Tego boję się najbardziej. Pozostało mi się tylko modlić, żeby Lou nie pamiętał tego wieczoru. Powoli wstałem z łóżka i udałem się do salonu. Dziś chyba będę spać na kanapie, niezręcznie mi po tym wszystkim leżeć obok niego...Włączyłem jeszcze na chwilę telewizor, ściszyłem maksymalnie, lepiej teraz nie budzić Louisa, chociaż wątpię, czy cokolwiek zdołało by go teraz zerwać na nogi. Właśnie leciała końcówka meczu, który mieliśmy oglądać wspólnie z Tommo. Prowadziliśmy wynikiem 3-1 co bardzo mnie ucieszyło, jednak wolałbym świętować z moim przyjacielem. Położyłem głowę na oparciu i ziewnąłem. W mojej głowie kłębiły się pytania dotyczące dzisiejszego zdarzenia. ''A jeśli on wiedział co robi całując mnie? '' - takie myśli szybko zostawały zastąpione słowami wypowiedzianymi przez Louisa na lekcji WDŻ, przez co całkowicie straciłem nadzieję na lepsze jutro. Popatrzyłem na swoją rękę. Odwinąłem bandaż, który do tej pory chowałem pod długim rękawem. Były na niej blizny od scyzoryka. Zrobiłem to właśnie wtedy, gdy usłyszałem opinię mojej sympatii o homoseksualizmie. Zacisnąłem oczy, do których napłynęły łzy i znów obwiązałem bandaż wokół nadgarstka. Nie chciałam żeby Louis wiedział. Właściwie nie chciałem, żeby wiedział ktokolwiek...Miałem dość na dzisiaj. Wyczerpany wyłączyłem TV i nakryłem się kocem, po czym zasnąłem.
***
                                                     *Oczami Louisa*
Obudziło mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. Czułem się dobrze, mimo lekkiego bóli głowy. Nie bardzo wiem o której wróciłem do domu, ale jeśli obudziłem się we własnym łóżku to chyba dobry znak. Odwróciłem się, aby przywitać Harryego, niestety nie było go przy mnie. Pomyślałem, że może poszedł po coś do jedzenia, ale zorientowałem się, że nie ma jego pościeli. Zszedłem na dół i ujrzałem Stylesa, który smacznie spał na kanapie mimo godziny dziesiątej. Zdziwiło mnie trochę, że nocował w salonie.
- Harry wstawaj, już ranek. - powiedziałem lekko szturchając go w ramię.
Chłopak wstał niechętnie i potarł oczy, chyba był trochę zdezorientowany. Uśmiechnął się do mnie przy czym kilka niesfornych kosmyków włosów spadło mu na twarz.
- Stary, czemu nie spałeś w sypialni? Przecież ci mówiłem, że...- chłopak mi przerwał.
- Było mi nie wygodnie. - powiedział oschle.
Dobrze wiedziałem, że kłamie, było słychać, że coś kręci, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Westchnąłem głośno i zabrałem się za śniadanie. Nagle mnie olśniło - przegapiłem wczorajszy mecz! Cholera, trzeba być mną żeby się najebać i zapomnieć o wszystkim. Przez ostatnie dni razem z Harrym zaniedbaliśmy także szkołę, więc może być krucho...Powinienem przeprosić Hazzę, zachowałem się jak dupek. W tym momencie do kuchni wszedł chłopak.
- Słuchaj, przepraszam, zupełnie zapomniałem o tym meczu! - powiedziałem zakłopotany.
Miałem kontynuować przeprosiny, ale kiedy przypatrzyłem się zmęczonej twarzy loczka przerwałem. Zauważyłem czerwone i podkrążone oczy. Czy on płakał...?

***
Hej! Dziękujemy za miłe opinie :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba ♥ Serdecznie zachęcamy do komentowania, to nas motywuje! Przypominam, minimum 10 komentarzy i next ;)
Pozdrawiamy
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

poniedziałek, 19 maja 2014

Chapter V

Napuściłem gorącej wody do wanny. Uwielbiałem długie, gorące kąpiele, bardzo mnie to relaksowało. Jednak zaczęło gryźć mnie sumienie. Byłem Louisowi tak cholernie wdzięczny, gdyby nie on pewnie musiałbym...Nawet nie wyobrażam sobie jak mógłbym skończyć bez dachu nad głową. Przyglądałem się woreczkowi z białym proszkiem. Mniej więcej wiedziałem jak to działa, ale nigdy nie próbowałem. To cholerstwo zaczęło mnie kusić.
- Nie, przecież nie mogę tego zrobić, Harry, ogarnij się! - mówiłem sam do siebie przecierając twarz dłońmi.
Biłem się z myślami. Jakaś część mnie mówiła: ''Nie masz nic do stracenia, spróbuj.'', mimo to bałem się.
                                                       *oczami Louisa*
- Hazz, otwórz, nie wygłupiaj się! - Uderzyłem jeszcze raz pięścią w zamknięte drzwi łazienki.
Harry nie odpowiadał. Może stracił przytomność? W mojej głowie układały się najczarniejsze scenariusze. Chwyciłem nóż kuchenny i usiłowałem otworzyć drzwi od łazienki. Od razu mi się to udało. Zauważyłem Stylesa, leżał na podłodze, był niemalże nieobecny. W pierwszej chwili myślałem, że dostałem zawału. Wziął coś. Na ziemi obok niego leżał woreczek z prochami. Podniosłem go z podłogi i posadziłem na krześle w kuchni, podałem mu wodę i tabletki na odtrucie. Nie był w stanie nawet się napić. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Skąd on miał pieniądze na to? Wziąłem Harry'ego na ręce. Nie było to łatwe, bo lekki to on nie jest i zaniosłem do łóżka. Położyłem się obok i myślałem jak mogę mu jutro ''dokopać''.
                                                       *oczami Harry'ego*
Obudziłem się rano i ku mojemu zdziwieniu obok mnie, to znaczy na moim ramieniu leżał Louis. Początkowo chciałem odskoczyć, ale on tak uroczo spał... Kiedy tak przyglądałem mu się jak ostatni debil Lou powoli otworzył oczy. Szybko wstałem i wyszedłem z pokoju. Postanowiłem zabrać się za śniadanie. Chciałem przygotować coś specjalnego, ale jedyne co potrafiłem to jajecznica. Właśnie wbijałem na rozgrzana patelnię trzecie jajko kiedy usłyszałem jak ''śpiący książę'' zwlekł się z łóżka.
- Dzień dobry - powiedziałem cicho w kierunku Tomlinsona i uśmiechnąłem się, kiedy zauważyłem go w drzwiach.
Jednak on zamiast równie cieple mnie przywitać, podszedł i mocno uderzył w ramię. Wiedziałem o co mu chodzi, jednak nie pamiętam co działo się wczoraj wieczorem...Zacząłem się z tego panicznie tłumaczyć, jąkając się co drugie słowo. W końcu zrezygnowałem, Tommo nawet mnie nie słuchał. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego, zawiodłem go. Znowu. Przez dłuższy czas chłopak mnie ignorował. Kiedy Lou zjadł śniadanie, chwycił swoją kurtkę i wyszedł bez słowa.
♥.♥
Siedziałem w pokoju oglądając telewizję, czekałem na mecz, który miałem obejrzeć z Louisem. Była już 20.00 a jego nadal nie było w domu. Zacząłem się trochę niepokoić, dzwoniłem do niego kilkanaście razy, ale jego komórka wciąż była wyłączona. Usłyszałem dźwięk kluczy przekręcanych w zamku, a po chwili poczułem też niemiły zapach alkoholu. Tomlinson ledwo wszedł do salonu. Był pijany, miałem wrażenie, że zaraz się przewróci. Momentalnie znalazłem się przy chłopaku i złapałem go za ramię. Z oglądania meczu chyba nici...Westchnąłem mocno ściskając rękę Louisa i podszedłem do kanapy. Obwiniałem siebie o to wszystko, gdybym nie kupił tych prochów byłoby inaczej. Nadal stojąc i podtrzymując prawie nieprzytomnego Lou, popatrzyłem w jego oczy. Były inne niż wcześniej. Przybliżył swoją twarz do mojej na co lekko się wzdrygnąłem. Nagle chłopak złączył nasze usta w namiętnym pocałunku...

***

Cześć kochani! Przepraszamy za tak długą nieobecność, teraz natomiast rozdziały będą pojawiały się możliwie jak najwcześniej, ale to zależy od Was! :) Minimum 10 komentarzy i ciąg dalszy xx
Pozdrawiamy  ♥
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

sobota, 3 maja 2014

Chapter IV

- Jak to ''nie masz mieszkania''?! - patrzyłem na Harry'ego z szeroko otwartymi oczami. Chłopak spuścił wzrok. Chyba nie powinienem tak zareagować. Może właśnie to jest przyczyną jego ostatnich zmartwień? Harry odpowiedział mi wszystko, że nie ma pieniędzy na czynsz, że miał szukać pracy....
- Przez pewien okres czasu zamieszkasz ze mną, dobrze?... - powiedziałem cicho chcąc zobaczyć jego reakcję. Wiedziałem, że łatwo z przekonaniem go nie będzie, więc nie odpuszczałem. To był naprawdę świetny pomysł. Nie na jakiś czas tylko na zawsze.
Harry, ku mojemu zdziwieniu zrobił się czerwony. Może za szybko wyjechałem z tym mieszkaniem? On umie bardzo dobrze radzić sobie sam. Nie ważne. Już to powiedziałem, więc nie ma sensu się nad tym zastanawiać.
-W porządku... nie chcę robić ci problemów...
Myślałem, że go zabiję. Dobrze wiedział, że nie zrobi mi ŻADNYCH problemów. Oparłem głowę o siedzenie, westchnąłem i uśmiechnąłem się do tego cholernego Styles'a. Na pytanie "gdzie są twoje rzeczy" Hazz odpowiedział, że pod drzwiami jego mieszkania, szybko wyszedł i już pięć minut później byliśmy w moim domu. Chłopak rozejrzał się po "wielkiej" chałupie, po czym usiadł pod drzwiami i westchnął. Widać, że było mu ciężko, ale nie rozumiem tego, przecież miał mnie. Postanowiłem zamówić pizzę. Długo zastanawialiśmy się nad wyborem, aż w końcu zdecydowaliśmy się na klasyczną z serem i pieczarkami. Zaniosłem walizkę Hazzy do swojego pokoju. Chłopak kłócił się ze mną, a nawet próbował mi wyrwać swoją torbę, mówiąc że chce nocować w salonie, ale przecież nie wypada tak traktować gości, tym bardziej, że był moim przyjacielem. Jeśli ktoś miał spać na kanapie to ja, jednak mój pokój jest duży, myślę, że bez problemu się pomieścimy. Włączyłem telewizor i razem z Harrym obejrzeliśmy jakiś film. Pizza którą zamówiłem miała ofertę ''dostarczenie w godzinę'', a że dostawca się spóźnił, kolację mieliśmy za darmo. Zajrzałem do lodówki aby wyjąć jakiś napój. Przekąski na jutrzejszy mecz były przygotowane. Po chwili zorientowałem się, że zapomniałem o najważniejszej rzeczy - piwie. Przecież nie da się świętować porażki czy zwycięstwa bez alkoholu, a jeśli już to marnie.
- Muszę wyjść do sklepu, poczekasz? - krzyknąłem zamykając lodówkę. Harry stanął w progu. Zaproponował, że to on chętnie mnie wyręczy, żeby w jakiś sposób wynagrodzić mi to, że pozwoliłem mu tu nocować. Zgodziłem się od razu. Zjedliśmy pizzę i Harry zebrał się do wyjścia. Sklep monopolowy był za rogiem, wręczyłem Hazzie dwadzieścia dolarów, gdyż nie miałem drobnych, po czym wróciłam przed telewizor.
                                                   *oczami Harry'ego*
Szedłem uliczką kierując się do sklepu z alkoholami. Było już ciemno, ale w mieszkaniach paliły się światła. Kupiłem kilka puszek piwa Carlsberg i zawróciłem. Poczułem, że ktoś szarpnął mnie za rękę.
- Ej, uważaj sobie! - warknąłem patrząc na męską sylwetkę.
- Widzę, że jesteś nerwowy. Spokojnie, mam coś co ci pomoże. - nieznajomy wyciągnął ku mnie rękę w której trzymał jakieś środki odurzające.
- Narkotyki? To nie dla mnie, po za tym nie mam forsy...- wsunąłem głębiej do kieszeni resztę pieniędzy pozostałych z zakupów w monopolowym. Ruszyłem przed siebie ignorując dillera, jednak on był bardzo natrętny. Groziłem mu nawet policją, ale on nie dawał mi spokoju. Doszłoby chyba do potyczki, gdybym nie wziął tego towaru. Co prawda gość miał bardzo rozsądne ceny jeśli o to chodzi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wydałem pieniądze Louisa...Miejmy nadzieję, że się nie zorientuję.  Powiem, że podnieśli cenę piwa, z resztą poradzę sobie. Wpatrzony w gwiazdy kierowałem się do domu. Rozmyślałem o przyszłości. Wróciłem do domu, w drzwiach przywitał mnie uśmiechnięty Lou.
- Długo cię nie było, zacząłem się martwić. - zaśmiał się - Chcesz wziąć kąpiel?
Kiwnąłem głową i ruszyłem korytarzem unikając kontaktu wzrokowego z moim przyjacielem. Miałem nadzieję, że Louis nie zapyta o resztę kasy. Mocno zaciskając woreczek z kokainą zamknąłem drzwi do łazienki na klucz. Chwilę wahałem się czy wziąć to świństwo.
***
Kolejny rozdział :D  Minimum 5 komentarzy i opublikujemy kolejny rozdział! ♥
Pozdrawiamy, autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

Chapter III


- Proszę, niech mi pan pozwoli przenocować tu ostatnią noc! - błagałem właściciela budynku, który domagał się zwrotu kluczy.
Pieprzony czynsz. Jeszcze tego brakowało, żebym skończył pod mostem! Udało mi się wylicytować ostatni nocleg tutaj, niestety rano muszę się wynieść. Boję się, że nie uda mi się znaleźć pracy w tak krótkim terminie. Ostatnie pieniądze muszą zostać na jakieś jedzenie. Jutro poszukam czegoś odpowiedniego dla siebie. Położyłem się do łóżka i wtuliłem głowę w poduszkę. Dużo myślałem o tym co mówił Louis i...nie umiem wyrazić tego co wtedy czułem i co czuję teraz. To strasznie dziwne uczucie, jakby rozrywało mnie od środka. Chciałem, aby te myśli mnie opuściły, nie chciałem myśleć o niczym. Średnio mi to wychodziło, więc wziąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis "9 nieodebranych połączeń od: Louis" i 3 SMS też od niego. Jestem gejem, już nie mam wątpliwości... Kocham Louisa, tak kurewsko. Może to wyjaśni to, co poczułem, kiedy to powiedział wtedy, na WDŻ. Zabolało. Cholernie.
Po odczytaniu wiadomości (większość z nich wyrażało tą samą treść "Stary, w porządku? Co Ci się stało?") wziąłem słuchawki, wyświetliłem bibliotekę muzyczną, wybrałem losowe odtwarzanie i pogrążyłem się w muzyce. Tym oto sposobem zasnąłem.
                                                               ♥.♥
                                                      *oczami Louisa*
Nie mam pojęcia co się z nim stało. Harry z pozoru był zawsze uśmiechnięty, a dziś chodził jakiś taki smutny. Bardzo nie lubiłem, kiedy był w takim humorze. Można powiedzieć, że to taki rodzaj troski. Mieszkam sam, już od dłuższego czasu, co chcę wykorzystać, zapraszając Harry'ego na mecz. Mam dziwne wrażenie, że mi nie ufa.
Jak codziennie, wstałem, odgrzałem wczorajszą pizzę, a z lodówki wyciągnąłem resztki coli. Mógłbym zjeść świeżego łososia i ciepłą herbatę, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się wyjść do marketu. Muszę po południu wyjść na zakupy, koniecznie. Może wezmę Harry'ego? Pomoże mi dokonać najlepszych kulinarnych wyborów. W końcu jego zdanie liczyło się trochę bardziej niż moje, bo był u mnie ostatnio "stałym bywalcem". Bardzo dobry z niego kumpel, brakowało mi tych naszych wspólnych szaleństw. Zrobiło się jakoś późno, straciłem chęć na pójście do szkoły, chociażby po to, aby pośmiać się z wiecznie wnerwiających się nauczycieli, ale jak to mówią "jak mus, to mus". Ubrałem buty i spojrzałem na salon.
Poczułem lekkie uczucie dumy. "Mam to wyłącznie dzięki sobie. Może z małą pomocą rodziców" pomyślałem. Nie jestem zarozumiały, nic z tych rzeczy. Po prostu mam swoje cztery ściany. Zawsze o tym marzyłem. Mieszkanko było duże, nie powiem. Pięć pokoi, łazienka i kuchnia. Mogła tu mieszkać pokaźna grupka studentów. Wsiadłem do Lamborghini i ruszyłem do szkoły. Jak zwykle w ostatniej chwili wkroczyłem do klasy. Mieliśmy matmę. Zająłem miejsce obok Hazzy i spojrzałem w jego zmęczone oczy. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że coś go dręczy. Samym pytaniem mu nie pomogę. Chciałem poprawić jego nastrój. Zacząłem stroić głupie miny, po czym szanowna pani Fox wkroczyła do akcji:
-Skoro panu Tomlinsonowi jest tak do śmiechu, niech nam ładnie rozwiąże równanie na tablicy.
Mimo, że nie słuchałem w ogóle na matmie, z wcześniejszych przykładów szybko załapałem o co chodzi. Sprawnie, ku zdziwieniu nauczycielki rozwiązałem zadanie. Z uśmiechem znów zająłem swoje miejsce i wróciłem do rozmyślania nad przyczyną smutasa Harry'ego, ale długo to nie potrwało, ponieważ rozbrzmiał dzwonek. Potem zostały już tylko cztery lekcje. Ostatnie minuty polskiego. Dzwonek.  Energicznie wstałem i złapałem Harry'ego za rękę, po czym pociągnąłem na ławkę. Postawiłem go przed faktem dokonanym.
-Idziesz ze mną na zakupy.
-O.k, dobrze wiedzieć.
Wstaliśmy i ruszyliśmy do pobliskiego Tesco. Weszliśmy do Lamborghini i w niecałą minutę byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem auto na pierwszym wolnym miejscu i powoli wysiadłem z auta, a pechowy Hazza wywinął kozła. Prawie. W ostatniej chwili złapałem go za brzuch. Zawstydzony Styles podniósł się i bez słowa ruszył do sklepu. Szybko go dogoniłem i razem przeszliśmy przez drzwi dość dużego budynku. Od razu rzuciłem się na ostatnie butelki pepsi. Na etykiecie widniał piłkarz. Przypomniało mi się, że w piątek, czyli jutro jest mecz. Samemu jest smutno oglądać mecz, więc pomyślałem, że zaproszę Harry'ego. 
-Dasz się zaprosić oglądanie jutrzejszego meczu u mnie, na żywo w HD?- uśmiechnąłem się.
Głęboko w środku miałem nadzieję, że się zgodzi. Hazz tylko kiwnął głową. Potem kupiliśmy jeszcze kilka potrzebnych produktów, takich jak popcorn, mleko, chleb. Zaproponowałem, że odwiozę go do domu, a on gwałtownie zareagował, krzycząc, że nie. Nalegałem. Mimo dalszych prób nie zgadzał się. Wspominałem, że jestem uparty? Niemalże siłą wrzuciłem go do auta i kazałem się naprowadzić na jego dom. Posłusznie jechałem na adres wskazany przez bruneta. Stanęliśmy. Harry westchnął i powiedział coś szokującego.
***
Cześć, już 3 rozdział na naszym blogu :) Zachęcamy do komentowania, to motywuje nas do dalszego pisania! ^ ^
@oczy_potwora
@marynikaxx

sobota, 26 kwietnia 2014

Chapter II

Jak co dzień założyłem wiatrówkę i buty, wziąłem plecak na ramię, wyszedłem. Tym razem zamknąłem za sobą
drzwi na klucz.
Powitałem Louisa i usiadłem na miejscu pasażera na motorze. Tomlinson podał mi kask. Wyglądam w nim co najmniej, jak moja mama w wałeczkach. Po założeniu kasku odruchowo, jak to robiłem z moją siostrą Gemmą objąłem go w pasie, a jego brzuch się dziwnie „skurczył”. Był wrażliwy na mój dotyk? Jezu, co ja sobie wyobrażam, sam nie mam pojęcia.
                                                                  ♥.♥
Przejeżdżaliśmy właśnie koło parku, nabraliśmy prędkości, poczułem piękny zapach, jak się okazało- to był zapach włosów Louisa. Martwię się o siebie... Nie ważne. Dojechaliśmy do szkoły i w pośpiechu poszedłem do szatni, bo na pierwszej lekcji był w-f. W dawnej szkole w Londynie były kabiny do przebierania się, taki tam „luksus”. Muszę się od tego odzwyczaić. Z plecaka wyciągnąłem plażowe szorty i ostrożnie zacząłem ściągać spodnie, bo wolałem uniknąć konfrontacji z innymi podczas przebierania. Na szczęście lekcję w-f'u miałem z Louis'em. Właściwie w całej szkole znałem tylko jego, miałem czas na zawieranie nowych znajomości. Pani Olivier która uczyła wychowania fizycznego rzuciła w moją stronę piłkę do koszykówki. Mieliśmy dobrać się w 3-osobowe drużyny. Stanąłem bliżej Louisa dając do zrozumienia, że chcę być z nim w drużynie. Chwilę potem podszedł do nas chłopak o blond włosach, przedstawił się jako Niall. Stanęlismy na środku boiska i gra się rozpoczęła. Mieliśmy bardzo mocnych rywali. Mimo to nieźle sobie radziliśmy. W pewnym momencie moje nogi splątały się  i wpadłem prosto na Lou. Runęliśmy na ziemię. Spojrzałem prosto w jego oczy. Nasze twarze były blisko siebie. Poczułem się niezręcznie, więc szybko się odsunąłem. Rozbrzmiał dzwonek na przerwę a ja wyleciałem z sali jak szalony i zamknąłem się w toalecie.
- Harry, co się z tobą dzieje!? - mówiłem sam do siebie, chodząc w kółko. Szczerze powiedziawszy byłem roztrzęsiony. Oparłem się o ścianę i odchyliłem głowę do tyłu. Z niewiadomego powodu Louis, który do tej pory był tylko moim przyjacielem zaczął mi się podobać. A może po prostu coś sobie ubzdurałem? Kiedy nie jestem przy nim czuję taką dziwną pustkę...Ale może to przez to, że po długiej rozłące znów się spotkaliśmy. I to zupełnie przypadkiem.
                                                                 ♥.♥
Normalnie skończylibyśmy lekcje, ale dyrektorka wprowadziła jakieś głupie zajęcia WDŻ. To wszystko jest bez sensu, braliśmy to jeszcze w podstawówce i gimnazjum. W tej sali ławki były pojedyncze, więc usiadłem na szarym końcu. Nie lubiłem się wychylać, tym bardziej jeśli groziło to obrzuceniem papierowymi kulkami. Nauczyciel wyglądał na pozbawionego poczucia humoru i złośliwego. Zupełnie jak większość uczących tutaj. Pan Burry miał na sobie smutny, szary sweter i spodnie naciągnięte do połowy brzucha.Miał cztery córki, widać było, że jest wykończony. Jeśli chodzi o mnie, to nie mam dzieci, ale i tak jestem wykończony. Jak zawsze temat na WDŻ był poważy tzn. gadaliśmy o homoseksualizmie. Pan Burry zapytał klasę co sądzimy o ludziach innej orientacji. Większość odpowiedziała, że są neutralni w stosunku do nich, a gdy przyszła kolej Lousia odpowiedział:
- Nienawidzę takich ludzi,to nie jest normalne, po to Bóg stworzył kobietę, aby była z mężczyzną.
Wtedy poczułem, że coś we mnie pękło. Gwałtownie odsunąłem krzesło i po prostu opuściłem salę.
W pierwszej kolejności wpadłem do brudnego, męskiego kibla i pod wpływem emocji kopnąłem w drzwi, które wypadły z zawiasów... Wszedłem do kabiny obok i usiadłem na toalecie. Myślałem o tym czy ja mogę być gejem? To by wyjaśniało te przejawy "czułości" do Louisa, a po tym co powiedział? Już wiem czego chcę. Lou. Złapałem się za głowę i zacząłem gorzko płakać. Wyklinałem w płaczu. W tej toalecie była TYLKO jedna kabina bez kamery, więc natychmiast zmieniłem "lokum" na tamtą kabinę i wyjąłem z plecaka scyzoryk, który zawsze nosiłem przy sobie.
***
Witajcie! Mamy nadzieję, że Wam się spodobało! Weeee!
Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx

piątek, 25 kwietnia 2014

Chapter I

                                           *pierwszy dzień w szkole, chemia*
Nauczyciel wydaje się być w porządku. Usiadłem obok jakiegoś chłopaka, wyjąłem notes. Chwyciłem fiolkę z jakimś płynem i zgodnie z poleceniem wlałem go do buteleczki z sokiem z czerwonej kapusty. Zatkałem szyjkę naczynia i chwilę poczekałem. Woda miała zmienić kolor, ale to cholerstwo wybuchło! Odskoczyłem z krzesła, zasłaniając twarz. Pierwszy dzień, a ja już narobiłem sobie obciachu, super. Chłopak z którym siedziałem popatrzył na mnie.
- Możesz trochę uważać!? - krzyknął nerwowo.
- Przepraszam - popatrzyłem w jego niebieskie oczy, było w nich coś znajomego. Nauczyciel kazał mi pozbierać szkło z podłogi i wracać na swoje miejsce. Chłopak z ławki bacznie mi się przyglądał.
 - Harry...? - powiedział po chwili, marszcząc brwi, jakby nie dowierzając.
 Kiedy usłyszałem jego głos przeszły mnie dreszcze, od razu go poznałem.
 - Tak...Louis, to ty...- powiedziałem trochę zmieszany. Chodziliśmy razem do podstawówki, zawsze trzymaliśmy się razem. Byliśmy jak bracia.
 - Nie powinienem zareagować tak nerwowo, wybacz...nie widzieliśmy się tyle lat. - popatrzył a mnie kręcąc głową.
Pamiętam jak błagałem rodziców, aby pozwolili mi zostać w tym mieście, ale oni uparli się na przeprowadzkę do Londynu. Louis był moim najlepszym...i jedynym przyjacielem. W tamtej szkole byłem gnębiony, nienawidziłem ich. Miałem nadzieję, że moja przyjaźń z Lou nadal jest realna.
                                                                            ♥.♥
 -No cóż - rzekł pan Trickholn z lekkim rozczarowaniem - to już chyba koniec lekcji. Na swoich stanowiskach proszę pozostawić porządek. Miłego dnia życzę.
Trickholn był tak naprawdę jedynym, jak już zdążyłem zauważyć, normalnym nauczycielem w tej szkole. Jako jedyny (z nauczycieli) który bardzo lubił grzecznie dyskutować z uczniami. Był młody, myślę, że około 30-paru lat. Często nosił koszulę w kratę, Air-Maxy i jakieś spodnie "rurkowate".
                                                   *kilka dni potem*
- Jak to jedynka? - przyglądałem się mojemu ostatniemu sprawdzianowi z chemii. Uczyłem się pół nocy...Podliczyłem punkty i wynikało, że powinienem mieć cztery, a to bardzo poważny błąd. Poszedłem do pana T, powiedziałem mu to, wysłuchał i zgodził się ze mną. Jest naprawdę fajnym i wyrozumiałym nauczycielem.
Wychodząc z klasy, natknąłem się na Louisa, a on spytał, czy nie wyszedłbym z nim ma burgera, a ja od razu się zgodziłem! Brakowało mi go, a kiedy przeprowadziłem się do Londynu, dużo myślałem o nim. Louis bardzo się zmienił, wydoroślał.
- Poczekasz chwilkę? Pójdę do szafki odnieść książki i możemy lecieć - odparłem ucieszony. Pomyślałem, że nie może się spotkać mnie nic złego, ale oczywiście, myliłem się. Otworzyłem szafkę, wypadła z niej kartka na której widniał wyraźny napis: Witaj pedałku, wiedz, że w tej szkole też ci się nie upiecze.
Spuściłem głowę i uderzyłem nią o szafki. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się temu Louis.
-Stary, nie przejmuj się, może nie wiesz, ale oni tacy są. Damy radę, my, "Super-Duper-Bracia" pamiętasz? - uśmiechnął się Lou, chcąc mnie pocieszyć.
- Może masz rację...po prostu tak jest za każdym razem. - popatrzyłem na niego zrezygnowany. - widać muszę się przyzwyczaić. Idziemy? - uśmiechnąłem się, zamykając szafkę.
 Wyszliśmy ze szkoły i udaliśmy się do pobliskiego fastfooda. Zamówiliśmy sobie hamburgery i usiedliśmy na murku.
- Pamiętam jak w dzieciństwie siedzieliśmy tu od rana do wieczora. - zaśmiałem się. Moje dzieciństwo było całkiem w porządku. Mimo iż w szkole starsze dzieciaki mi dokuczały to lubiłem ją. Na lekcjach matematyki ja i Louis musieliśmy siedzieć osobno. Rzucaliśmy do siebie liściki przez pół klasy, zwykle po tym lądowaliśmy u dyrektora. Na szczęście był on łagodny i często wychodziliśmy z tego bez szwanku.
Razem z Louis'em wspominaliśmy szczenięce lata, aż do wieczora. Pożegnałem się z nim i wymieniłem numerem telefonu. Rozstaliśmy się kiedy byliśmy jeszcze gówniarzami, komórka nie była mi wtedy potrzebna. Gdybym miał jakiś kontakt z Louisem przez ten czas na pewno wszystko potoczyło by się inaczej. Kiedy wróciłem do domu spotkała mnie przykra niespodzianka - przyszedł czynsz...Chyba muszę się pośpieszyć jeśli chodzi o znalezienie pracy, nie chcę mieszkać pod mostem. Będzie mi ciężko pogodzić szkołę z pracą, ale cóż, nikt nie mówił że życie jest sprawiedliwe.

***
Hej! Z tej strony autorki. Jest już pierwszy rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodobał! Już niedługo kolejne rozdziały.
Zachęcamy do komentowania xx
Autorki:
@oczy_potwora  
@marynikaxx

Prolog

                                                   *oczami Harry'ego*
Jutro wracam do mojego rodzinnego miasta. Przeprowadzka tutaj była całkiem dobrym pomysłem, jednak wolę wrócić do swojego prawdziwego domu. Zostało mi już tylko dwa lata do ukończenia szkoły. To nie dużo, czas w Londynie minął dość szybko. Ani się obejrzałem pięć lat mojego życia przeleciało jak strzała. Już dawno jestem niezależny od rodziców, wkurzało mnie to ich pieprzenie o nauce i studiach, bo bardzo dobrze wiem, co będę robił w życiu i nikt, nawet rodzice nie będą mi tego dyktować.

Boli mnie głowa. Ciekawe, jak dojdę do szkoły... Miejmy nadzieję, że nie trafi się jakiś nauczyciel, który codziennie robi "niezapowiedziane" kartkówki. Patrzę właśnie na umowę i zobaczyłem, że to mieszkanie, które będę niedługo zajmować jest cholernie drogie i nie będę miał jak spłacić tego pieprzonego czynszu. Powinienem chyba poszukać jakiejś pracy, ale to nie będzie proste. Kiedyś, jak byłem mały, zawsze gdzieś w tej okolicy rozwieszali ulotki, ale to się jeszcze zobaczy. Kończę się pakować i jak zwykle mam wrażenie, że czegoś zapomniałem. Szczotka jest, komórka jest, walizki chyba nie zapomnę. Moje, już niedługo nie moje, mieszkanie w Londynie, było dość tanie, ale czas trochę zmienić mój tryb życia to znaczy małe miasta, zdrowe żarcie i tak dalej. Chociaż sam wątpię w to, żeby to się udało.
                                              
                                               *Pierwszy dzień szkoły*
Jak dalej będę się tak gramolił to spóźnię się do szkoły. W sumie, mam na to wywalone, trochę. Wziąłem plecak na jedno ramię, chwyciłem wiatrówkę pod rękę. Teraz pozostała jedna rzecz. Nie mogę znaleźć kluczy. Dlaczego zawsze musi być tak samo? Jak gdzieś mi się śpieszy, to gdziekolwiek bym nie mieszkał, ZAWSZE muszę je gubić. W łazience w koszu leżało moje brudne pranie. Naszła mnie myśl, że może będą gdzieś w spodniach sprzed wyprowadzki. Przewróciłem oczami, a także koszem, po czym całe pranie wypadło na podłogę. Zacząłem przeszukiwać wszystko, a stało się tak, jak się spodziewałem- to czego szukałem było w ostatnim miejscu, w jakim chciałem szukać, czyli w spodniach na samym dole kosza. Jeszcze chwila, a wyszedłbym z domu w kapciach, a kto normalny wychodzi z domu w kapciach? Tak, chyba tylko ja. Założyłem na siebie moje niebieskie Converse za kostkę. Wyleciałem po schodach do szkoły. Właśnie minąłem dwie sąsiadki, które rozmawiały o tym, że ostatnio wymieniały zamki w drzwiach. Ta rozmowa przypomniała mi o tym, że nie zamknąłem drzwi i znowu leciałem po schodach na 11 piętro. Zapytacie pewnie, dlaczego nie pojechałem windą? Odpowiem, że zdrowy tryb życia i ten-tego. W sklepie spożywczym pod moim domem kupiłem butelkę wody szybko wsiadłem do szkolnego autobusu  i ruszyłem do szkoły.


Autorki:
@oczy_potwora
@marynikaxx
Zachęcamy do komentowania ♥ xx