sobota, 3 maja 2014

Chapter III


- Proszę, niech mi pan pozwoli przenocować tu ostatnią noc! - błagałem właściciela budynku, który domagał się zwrotu kluczy.
Pieprzony czynsz. Jeszcze tego brakowało, żebym skończył pod mostem! Udało mi się wylicytować ostatni nocleg tutaj, niestety rano muszę się wynieść. Boję się, że nie uda mi się znaleźć pracy w tak krótkim terminie. Ostatnie pieniądze muszą zostać na jakieś jedzenie. Jutro poszukam czegoś odpowiedniego dla siebie. Położyłem się do łóżka i wtuliłem głowę w poduszkę. Dużo myślałem o tym co mówił Louis i...nie umiem wyrazić tego co wtedy czułem i co czuję teraz. To strasznie dziwne uczucie, jakby rozrywało mnie od środka. Chciałem, aby te myśli mnie opuściły, nie chciałem myśleć o niczym. Średnio mi to wychodziło, więc wziąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis "9 nieodebranych połączeń od: Louis" i 3 SMS też od niego. Jestem gejem, już nie mam wątpliwości... Kocham Louisa, tak kurewsko. Może to wyjaśni to, co poczułem, kiedy to powiedział wtedy, na WDŻ. Zabolało. Cholernie.
Po odczytaniu wiadomości (większość z nich wyrażało tą samą treść "Stary, w porządku? Co Ci się stało?") wziąłem słuchawki, wyświetliłem bibliotekę muzyczną, wybrałem losowe odtwarzanie i pogrążyłem się w muzyce. Tym oto sposobem zasnąłem.
                                                               ♥.♥
                                                      *oczami Louisa*
Nie mam pojęcia co się z nim stało. Harry z pozoru był zawsze uśmiechnięty, a dziś chodził jakiś taki smutny. Bardzo nie lubiłem, kiedy był w takim humorze. Można powiedzieć, że to taki rodzaj troski. Mieszkam sam, już od dłuższego czasu, co chcę wykorzystać, zapraszając Harry'ego na mecz. Mam dziwne wrażenie, że mi nie ufa.
Jak codziennie, wstałem, odgrzałem wczorajszą pizzę, a z lodówki wyciągnąłem resztki coli. Mógłbym zjeść świeżego łososia i ciepłą herbatę, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się wyjść do marketu. Muszę po południu wyjść na zakupy, koniecznie. Może wezmę Harry'ego? Pomoże mi dokonać najlepszych kulinarnych wyborów. W końcu jego zdanie liczyło się trochę bardziej niż moje, bo był u mnie ostatnio "stałym bywalcem". Bardzo dobry z niego kumpel, brakowało mi tych naszych wspólnych szaleństw. Zrobiło się jakoś późno, straciłem chęć na pójście do szkoły, chociażby po to, aby pośmiać się z wiecznie wnerwiających się nauczycieli, ale jak to mówią "jak mus, to mus". Ubrałem buty i spojrzałem na salon.
Poczułem lekkie uczucie dumy. "Mam to wyłącznie dzięki sobie. Może z małą pomocą rodziców" pomyślałem. Nie jestem zarozumiały, nic z tych rzeczy. Po prostu mam swoje cztery ściany. Zawsze o tym marzyłem. Mieszkanko było duże, nie powiem. Pięć pokoi, łazienka i kuchnia. Mogła tu mieszkać pokaźna grupka studentów. Wsiadłem do Lamborghini i ruszyłem do szkoły. Jak zwykle w ostatniej chwili wkroczyłem do klasy. Mieliśmy matmę. Zająłem miejsce obok Hazzy i spojrzałem w jego zmęczone oczy. Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że coś go dręczy. Samym pytaniem mu nie pomogę. Chciałem poprawić jego nastrój. Zacząłem stroić głupie miny, po czym szanowna pani Fox wkroczyła do akcji:
-Skoro panu Tomlinsonowi jest tak do śmiechu, niech nam ładnie rozwiąże równanie na tablicy.
Mimo, że nie słuchałem w ogóle na matmie, z wcześniejszych przykładów szybko załapałem o co chodzi. Sprawnie, ku zdziwieniu nauczycielki rozwiązałem zadanie. Z uśmiechem znów zająłem swoje miejsce i wróciłem do rozmyślania nad przyczyną smutasa Harry'ego, ale długo to nie potrwało, ponieważ rozbrzmiał dzwonek. Potem zostały już tylko cztery lekcje. Ostatnie minuty polskiego. Dzwonek.  Energicznie wstałem i złapałem Harry'ego za rękę, po czym pociągnąłem na ławkę. Postawiłem go przed faktem dokonanym.
-Idziesz ze mną na zakupy.
-O.k, dobrze wiedzieć.
Wstaliśmy i ruszyliśmy do pobliskiego Tesco. Weszliśmy do Lamborghini i w niecałą minutę byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem auto na pierwszym wolnym miejscu i powoli wysiadłem z auta, a pechowy Hazza wywinął kozła. Prawie. W ostatniej chwili złapałem go za brzuch. Zawstydzony Styles podniósł się i bez słowa ruszył do sklepu. Szybko go dogoniłem i razem przeszliśmy przez drzwi dość dużego budynku. Od razu rzuciłem się na ostatnie butelki pepsi. Na etykiecie widniał piłkarz. Przypomniało mi się, że w piątek, czyli jutro jest mecz. Samemu jest smutno oglądać mecz, więc pomyślałem, że zaproszę Harry'ego. 
-Dasz się zaprosić oglądanie jutrzejszego meczu u mnie, na żywo w HD?- uśmiechnąłem się.
Głęboko w środku miałem nadzieję, że się zgodzi. Hazz tylko kiwnął głową. Potem kupiliśmy jeszcze kilka potrzebnych produktów, takich jak popcorn, mleko, chleb. Zaproponowałem, że odwiozę go do domu, a on gwałtownie zareagował, krzycząc, że nie. Nalegałem. Mimo dalszych prób nie zgadzał się. Wspominałem, że jestem uparty? Niemalże siłą wrzuciłem go do auta i kazałem się naprowadzić na jego dom. Posłusznie jechałem na adres wskazany przez bruneta. Stanęliśmy. Harry westchnął i powiedział coś szokującego.
***
Cześć, już 3 rozdział na naszym blogu :) Zachęcamy do komentowania, to motywuje nas do dalszego pisania! ^ ^
@oczy_potwora
@marynikaxx

8 komentarzy:

  1. Heej :3 Czytam, czytam i coraz lepiej <3 Czekam na nextaa! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus, zajebiście. Czekam na kolejny. Najlepszy blog lshipperek jaki kiedykolwiek widziałam. Co się dalej stanie?! Jezu już sie nie mogę doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiscie. to jedyne co mozna powiedziec. piszcie dalej, nie przejmujcie sie cokolwiek ludzie by pisali. wreszcie, jedyny blog gdzie zaczyna sie od przyjazni. love

    OdpowiedzUsuń
  4. jprd czemu takie krutkie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty *O* Czekam na next *O*

    OdpowiedzUsuń
  6. Co prawda nie jestem #LS, ale bardzo mi się podoba twój sposób pisania i fabuła *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. @TA WYRZEJ DOBRZE GADA POLAĆ MU

    OdpowiedzUsuń